Galeria zdjęć z Wycieczki do Budziszyna i Klainwelki
z 25 września 2010r.
W labiryncie miniatur (Wojciech Kusek)
Kto wstaje w sobotę o piątej rano? To może być tylko grupa zapalonych matematyków ze swoimi pociechami, którzy jadą na wycieczkę do zachodnich sąsiadów. Jeszcze mocno zaspani, z nadzieją na przygodę, ruszają wesołym autokarem do Budziszyna. Na miejscu powitał nas niemiecki przewodnik, zwracający uwagę specyficznym strojem i "donośnym" głosem. Kapitalna mieszanina polskiego, czeskiego (być może i serbskiego) stworzyła sympatyczny nastój. Oprowadzający przedstawił historię miasta, które nosi w sobie dziedzictwo wielu narodów. W epoce średniowiecza było siedzibą Łużyczan, później przejmowane przez Niemców, Polaków, Czechów i Węgrów. Spuściznę tę widać współcześnie na każdym kroku, np. w dwujęzycznej pisowni szyldów sklepów i instytucji. Miejsce zachwyca architekturą: pięknie odrestaurowanymi kamienicami, zabudową sakralną i elementami fortyfikacji miejskich z Bogatą Bramą na czele. Zaskoczyła nas nie tylko historyczna część miasta. 20 lat zrobiło swoje. Miasto nie przypomina już szarego NRD, styl restauracji, sklepów zyskał typowo "zachodnią" oprawę. Po atrakcjach historyczno- kulturalnych przyszedł czas zabawę w labiryncie, w towarzystwie dinozaurów i miniatur ze epoki trabantów. Dojechaliśmy do miejscowości Kleinwelka. Tu podzieleni na mniejsze grupy zaczęliśmy podróż. Zaskoczeniem okazał się park miniatur, który wprowadzał nas w klimat epoki socjalistycznych Niemiec. 600 ruchomych miniaturowych elementów odzwierciedlało codzienne życie sprzed kilkudziesięciu lat. Oprócz wycieczki w świat Honeckera, szczególnie dzieci mogły prześledzić proces płukania piasku w poszukiwania złota. Dorośli natomiast pozowali do zdjęć, udając szlachciców, rycerzy i kominiarzy. Największą atrakcją okazał się jednak największy w Niemczech labirynt. Zaczęła się zabawa. Planiści wyruszyli z mapą, spontaniczni zdali się na instynkt, natomiast leniwym pomagali ci, którzy już przeszli, kierując z góry zagubionymi. Według obliczeń, labirynt posiada ponad 30 tysięcy możliwości dojścia do celu (a może ktoś pomylił się w tłumaczeniu z niemieckiego na internetowej stronie?). Szczęśliwcy podążający najkrótszą drogą musieli przebyć tylko 350 metrów. To nie wszystko, oprócz inteligencji, nasi traperzy musieli wykazać się zdolnościami typowo sportowymi, włącznie ze zjeżdżaniem potężną blaszaną rurą w sam środek kałuży. Ciekawostką okazał się także fragment labiryntu z zagadkami sprawdzającymi znajomość baśni. Po wyczerpujących doznaniach część wycieczki udała się do Parku Dinozaurów, część natomiast do pobliskiej regionalnej restauracji na gorącą czekoladę i kawę. Jej urok sprawił, ze niektórzy prawie zapomnieli wrócić do autokaru. Już za rok kolejna wycieczka - pełna matematycznych zagadek.
Kliknij na wybrane zdjęcie aby zobaczyć powiększenie.